2013/04/09

Decesso


Engrave the words
in the old wooden log
see how they're singing
and you're going to die.

Życie umie zatoczyć błędne koło. Tak też było w Waszym przypadku. Groteskowość tej sytuacji jest przerażająca, poznać się w szpitalu i w szpitalu znajomość zakończyć. Tragedia i komedia zarazem, ale jedno w tej sytuacji dobre, poznaliście się w smutku, rozstaliście w radości. W zasadzie czy moment śmierci ukochanej osoby można nazwać radosnym? Dobrze, ale przejdźmy do rzeczy.

Jak się poznaliście?
Ona, siedziała w szpitalu, niby z kimś, a jednak sama. Bo czy można uznać siostrę w śpiączce za rozmowne i przystępne towarzystwo. W sumie Ona nie chciała nikogo innego mieć obok siebie, bo innych najzwyczajniej w świecie nie było. "Przyjaciele" odwrócili się, gdy zaczęły się pierwsze problemy, rodzice narkomani i pijacy mieli wszystko w dupie, a dalsza rodzina nie istniała. Tak więc Ona siedziała sama przy łóżku 7-letniej siostrzyczki, ściskała kurczowo jej rękę i pierwszy raz modliła się, wręcz błagała o zdrowie siostry, żebrała o cud.

On, miał pomagać chorym, rozśmieszać ich, rozbawiać. Podobało Mu się to zajęcie, lubił sprawiać radość innym. Wszedł do sali, w której siedziała Ona, w ręku trzymając kolorową kukiełkę. Gdy zobaczył jak Ona płacze coś go tknęło, usiadł obok niej i chwycił za rękę. Jej skóra chłodziła Jego skórę, Jego skóra paliła Jej. Temperatura waszych ciał kontrastowała ze sobą. Byliście jak woda i ogień, światło i ciemność, dwa kompletne przeciwieństwa. Może to pomogło wam zrozumieć się lepiej? 
 - Jak do tego doszło? - Zapytał On, a Ona odpowiedziała.
 - Doszło w sposób, w który dochodzi codziennie. Ktoś się upił, nie uważał, nie pomyślał, nie spojrzał. Nie liczył się z konsekwencjami, nie patrzył na koszty. Nie widział dzieci wracających ze szkoły, może nie chciał widzieć. Wśród tych dzieci była moja siostrzyczka, szła ostatnia, zaraz obok opiekunki. Ja byłam po drugiej stronie ulicy, czekałam na nią. Wyłonił się zza zakrętu, nagle. Mam jakieś dziwne wrażenie, że ten - tu przerywa na chwilę ocierając łzę wypływającą z oka - brak mi na niego określeń, parszywy debil, widząc jak moja siostrzyczka wyrywa się opiekunce i biegnie w moim kierunku przyśpieszył, tak, by uderzyć w jej malutkie ciałko, wyrzucić je w powietrze i następnie jeszcze raz uderzyć, pogruchotać wszystkie kości, wydrzeć ostatni dech z malutkiej piersi. - Ona zaczyna się trząść, a On niepewnie ją obejmuje. - Byłam tak blisko, ale nie mogłam nic zrobić, tylko patrzeć, jak płomyczek w jej oczkach gaśnie, jak krew zaczyna płynąć z nosa, oczu, ust. Jak życie z niej wycieka. Nie mogłam nic zrobić, rozumiesz? NIC! - Zaciska dłonie w pięści - ktoś zadzwonił po karetkę, ja nie byłam w stanie się ruszyć, mogłam tylko tulić jej bezwładne ciało do siebie. Zabrali ją na OIOM, udało się im ją odratować, cudem. Sprawca zwiał, ale najgorsza jest ta śpiączka, bo organizm mojej siostrzyczki słabnie. Jeśli nie wybudzi się w ciągu najbliższych dni, to odejdzie na zawsze - kończy matowym głosem patrząc się tępo w okno.
A On nie wie co powiedzieć.
Moment krytyczny
W każdej relacji następuje moment krytyczny, przełomowy. W Waszej nastąpił szybko, zbyt szybko. A konkretnie w momencie, gdy aparatura przy łóżku małej Ady oszalała, do sali wpadli lekarze i wyprosili was. On wyniósł Ją na rękach, bo rzucała się i krzyczała, że tym razem jej nie zostawi, tym razem jej nie opuści. Postawił Ją w korytarzu przed salą i pozwolił by wrzeszczała uderzając pięściami w Jego klatkę piersiową, a następnie wybuchając mimowolnie płaczem przylgnęła do Jego torsu. Po kilku godzinach bezsilnego czekania usłyszeliście najgorszą z możliwych wiadomości.
 - Przykro nam, nie dało się nic zrobić. - Dla Niej to był koniec.

Co było później?
Później On pomagał Jej wrócić do normalności, pomagał się podnieść. No i pomógł. Nikt nie przewidział tego, że się w sobie zakochacie. Żyliście szczęśliwie przez kilka lat, wzięliście ślub, planowaliście dzieci, ale były dni, kiedy Ona budziła się z wrzaskiem i płaczem śniąc o połamanym ciałku siostrzyczki. Może te sny to była przepowiednia nadchodzącego zdarzenia? 

 Błędne koło zatoczył los
Krzyk, upadek. Odgłos gwałtownego hamowania, głuche łupnięcie, trzask pękających kości, świszczący oddech uciekający spomiędzy warg. Ona przypadła do Jego bezwładnego ciała łkając bezsilnie. Uratował Ją, odepchnął sprzed paszczy śmierci. W ostatnim odruchu spojrzała za odjeżdżającym w pośpiechu autem, to był ten sam człowiek, który potrącił jej malutką siostrzyczkę. Gdy przyjeżdża karetka, a lekarze na miejscu stwierdzają zgon wszystko ponownie rozpada się na kawałki, ponownie pęka, niszczeje, znika w odmętach bólu i rozpaczy. Dla Niej wszystko się skończyło, nie ma już nic. On odszedł, zniknął, a Ona wie, że już nie wróci. Stojąc nad grobem, który jest tuż przy miejscu pochówku siostrzyczki składa kwiaty i wie już co uczyni.

Ostatnia droga
Droga na drugą stronę. Śmierć. Większość przebywa ją w podeszłym wieku, mając rodzinę. Ona zadecydowała inaczej. Nie miała dla kogo żyć, ból Ją przerastał, przygniatał do ziemi kładąc na barki wyimaginowane tony. A po drugiej stronie byli Oni, siostrzyczka i ukochany. Jej rodzina, Jej ostoja. Tutaj nie zostało Jej już nic. Obce twarze pędzące gdzieś w pośpiechu, równie dobrze mogłoby ich nie być. Dlatego czyni to, co uczynić planowała. Połyka tabletki nasenne, zapija wódką i kładzie na łóżko wpatrując się w sufit, w ręku ściskając ramkę z Waszym zdjęciem. W Jej oczach nie ma smutku, przeciwnie, skrzą się radosne ogniki. Wraz z ostatnim oddechem szepcze:
 - Idę do Ciebie, idę do Was - i widzi jak On obejmując Jej siostrzyczkę wyciąga rękę w Jej kierunku, którą Ona podejmuje, odchodząc wraz z Nimi w lepsze miejsce, do lepszego świata.

________________________________________________________
Spieprzyłam. Po prostu spieprzyłam. Miało być lepiej, przepraszam.

31 komentarzy:

  1. A mnie się nie wydaje, żebyś spieprzyła. Wydaje mi się, że to miało być pełne emocji, a zarazem pokazane prosto, z jasnym celem.
    Los niestety taki bywa - przewrotny, raniący. Po śmierci ukochanej osoby - nieważne czy to siostry, brata, matki, ojca, męża, żony, dziadka, babci, narzeczonego, przyjaciela czy kogokolwiek innego - ciężko powrócić do normalności. Doskonale rozumiem fakt, ze bohaterka nie potrafiła się z tym pogodzić. Ale czy śmierć jest najlepszym wyjściem? Zawsze jest ktoś, kto pomoże nam wyjść z trudnej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby zawsze jest, ale akurat u Niej kogoś takiego nie było i w domyśle być nie miało :) Taki ja już mam mózg.

      Usuń
  2. Smutne, ale bardzo piękne ♥ Lubię teksty, które mnie zmuszają do myślenia o życiu, do takiego filozofowania :) Genialne to jest, nic nie spieprzyłaś! (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Cię znam, to Ty zawsze filozofujesz, także ten, nie potrzeba nic wielkiego :D

      Usuń
  3. Osz kurwa.. To było smutne, cholernie smutne. Ale za razem bardzo piękne. Powiem ci, że mało razy zdarza mi się mieć łzy w oczach czytając coś, ale teraz miałam. I nie mówie tego żeby cię pocieszyć że spieprzyłaś, bo nie spieprzyłaś. I dobrze, że coś ode mnie chciałaś wyznając mi miłość :) bo dzięki temu poznałam kolejny twój świetny tekst. Dzięki Żulku :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żulek się cieszy, niekoniecznie z łez. Kochać Cię kocham i będę, nawet jak nic do przeczytania nie będzie :D

      Usuń
  4. Wcale nie spieprzyłaś! Ja chyba w obliczu tej sytuacji jaka spotkała bohaterkę tez nie dałabym rady. On uratował ją gdy nie mogła sobie poradzić po starcie siostry był przy niej do końca, uratował tez jej życie sam skazując sie na śmierć. Tylko że ona nie chciała żyć bez niego. Nie wiem czy to wyjście było dobrym wyjściem. Dla mnie wykazała się odwagą bo odebrać sobie życie to nie tak prosta sprawa. Nie miała nikogo kto uratowałby ją po raz drugi odeszła wierząc że spotka ukochanych i siostrą po drugiej stornie. Wiara się opłaciła bo się połączyli ponownie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mniej więcej chciałam przekazać :) takie moje spaczone poczucie humoru.

      Usuń
  5. Anonimowy9/4/13 19:43

    Aż się popłakałam.. : (
    Genialne po prostu.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pisałam i ryczałam. Nie wiem czemu, wczułam się jakoś.

      Usuń
  6. Bardzo wzruszająca historia. Życie jest strasznie niesprawiedliwe. Zabiera nam kogoś ważnego by później postawić na naszej drodze inną ważną osobę, a z czasem i ją tracimy. Może z wcześnie podjęła decyzję o samobójstwie. Może czekało za rogiem szczęście.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie jest niestety to życie. W moim zamyśle nikogo nie miała i nikogo mieć więcej nie miała.

      Usuń
  7. Niczego nie zepsułaś, to było bardzo dobre, że aż się o mało nie popłakałam.
    Bohaterkę los w ogóle nie rozpieszczał.

    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :) Nie miał jej ten los rozpieszczać, w domyśle miała umrzeć tylko jedna osoba, ale stwierdziłam, że jak krzywdzić to już wszystkich.

      Usuń
  8. Nic, ale to absolutnie nic tam na górze nie jest spieprzone! Uwielbiam teksty smutne, dołujące, zmuszające do refleksji. Faktycznie życie robi nas w konia i śmieje się za naszymi plecami. Wielka strata i tragedia spotkała ją, kiedy odeszła jej siostra. Z jego pomocą pozbierała się, nauczyła się żyć na nowo, na nowo była szczęśliwa i kolejny raz los zabrał jej tę najważniejszą osobę. W ten sam sposób, przez tego samego człowieka. Może i samobójstwo nie jest najlepszym wyborem, ale w jej sytuacji jedynym słusznym, żeby nie musieć trwać dłużej w tym parszywym świecie.

    Pozdrawiam, Embouteillages ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej opinii zepsułam, bo miało wyjść lepsze :D
      W końcu ktoś się ze mną zgodził, że to jedyna słuszna droga, kamień mi z serca spadł.

      Usuń
  9. Nic nie spieprzyłaś. Czytają tę historię popłakałam się jak małe dziecko. I nie mogę teraz dojść do siebie, bo cały czas myślę o bohaterce tej historii i o tym co przeżyła. Wiesz ja jej się chyba nawet nie dziwię, że postąpiła na koniec tak jak postąpiła. On nie umiała się uporać z bólem jaki los jej zgotował. Najpierw siostrzyczka - niewinne dziecko, które powinno żyć i być szczęśliwe, a potem ukochany mąż, przyjaciel, który pomógł jej w najtrudniejszym momencie życia. Dla niej tego było za dużo. A to wszystko za sprawą jednego człowieka.

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie to życie bywa cholernie niesprawiedliwe... Nie wiem co napisać. Słońce za oknem nie pasuje do tego nastroju. Bardziej pasowałby listopad ze swoim smutkiem, ale takie rzeczy nie zdarzają się tylko w pochmurne, szare dni. Inna sprawa, że nie powinny zdarzać się wcale...

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurcze to jest takie smutne. Przytrafia Ci się coś strasznego, potem pojawia się ktoś, kto pomaga Ci się uporać z życiem, a na końcu los odbiera Ci również i tę osobę :( Twoje życie znów sie rozpierdziela (przepraszam za słownictwo).
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na http://the--past--in--the--future.blogspot.com/ pojawił się 2 rozdział. Serdecznie zapraszam :)

      Usuń
  12. Anonimowy13/4/13 18:14

    Trochę lipne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłabym radosna, gdybyś poparł/a swoje zdanie argumentami jakimiś, bo krytyki się nie boję, a samo pisanie "trochę lipne..." nic nie wnosi :)

      Usuń
  13. No normalnie zaraz Cię złapię przez gg i zobaczysz. Było takie jak powinno być. Tajemnicze a jednak łapiące za serce. Tylko mam nadzieję, że wszystkie tak sie kończyć nie będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Pojawił się dwudziesty trzeci rozdział na when-the-sun-goes-downstairs.blogspot.com, serdecznie zapraszam. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie zepsułaś, chciałaś tak to napisać, taką historię wymyśliłaś :) Swoją drogą, niełatwo napisać takie coś, wiem. Przygnębiające, ale po prostu wczuwa się w ten klimat. Człowiek jest potem jakiś dziwny.
    On pomógł jej po śmierci siostry i zażyła trochę szczęścia. Niestety zdarzył się kolejny wypadek. Trochę dziwne, że ten sam facet i znów pewnie nie złapany. Niewykorzystany wątek, tak myślę :)
    A chyba ukochany i siostra woleliby, żeby żyła i poszukała jeszcze pozytywów, chociaż wiem, że w takich sytuacjach się ich nie widzi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Co niby spieprzyłaś? Jest świetne po prostu się wzruszyłam. Aż się łezka w oku kręci. Cudowna historia, tajemnicza, intrygująca i baardzo smutna. Uwielbiam . Czekam na więcej:)

    nierealni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Cholera, kolejne Twoje opowiadanie, a ja siedzę i zbieram szczękę z podłogi. Nawet nie wiesz jak mnie ciekawi, kim jest a właściwie był On. Pomaga dzieciom w szpitalu? A który siatkarz tego nie robi? Najpierw pomógł się dziewczynie pozbierać, uszczęśliwił ją, a potem oddał za nią życie. To jest takie smutne że aż boli. Jednak myślę, że samobójstwo mogło być jedynym sensownym rozwiązaniem. Może i nie najbardziej moralne, ale jak miałaby dalej żyć? Jeszcze ze świadomością, że sprawca jej tragedii żyje sobie gdzieś w spokoju. Co za parszywa gnida! Ja (***), brak mi słów. Nikt go nie złapał, przez tyle czasu? Założę się, że ma też inne życia na sumieniu. Oby jego kiedyś ktoś przejechał, życzę mu z całego serca.
    Buziaki, S. ;*

    OdpowiedzUsuń
  18. Zapraszam serdecznie w wolnej chwili i w przypływie ochoty na 5 rozdział na http://the--past--in--the--future.blogspot.com/
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Anonimowy10/6/13 21:12

    Świetnee :) Czekam na next :) Polecam o Draganie http://wiem-ze-ci-sie-podobam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Zapraszam na jestes-wszystkim-czego-potrzebuje.blogspot.com
    Głównym bohaterem jest Andrzej Wrona.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  21. Prowadzisz opowiadanie siatkarskie? Chcesz, aby czytelnicy sami na
    Twojego bloga trafiali, zamiast ich szukać? W takim razie zachęcam do
    dodania bloga do listy siatkarskich opowiadań!

    W podobnym przypadku ze skokami narciarskimi w tle zapraszam na projekt-spis opowiadań ze skoczkami narciarskimi w rolach głównych!

    OdpowiedzUsuń